- Panno Dexter, nie ucieknie pani przed prawdą. Po¬wtarzam, pani siostra nie żyje. Proszę zejść do mnie. Położyła krótkofalówkę i uprząż pod drzewem i zarzu¬ciła na ramię wysłużony plecak. Ani śladu zdenerwowania, wahania czy jakichkolwiek wątpliwości. Każdy jej ruch był celowy i świadczył o determinacji. - Przecież ja nic takiego nie zrobiłam - zaprotestowała. Mark wodził za nią zdumionym wzrokiem. Nigdy w ży¬ciu nie spotkał podobnej kobiety. Była inteligentna, samo¬dzielna, wiedziała, czego chce. Nie imponowały jej jego po¬zycja, tytuł, władza. Robiły wrażenie na każdym - a zwła¬szcza na każdej - ale nie na niej. - Nie. Czemu miałabym płakać? I on, i książę wydawali się kompletnie nie na miejscu w australijskim buszu, ale książę przynajmniej wyglądał interesująco. I to bardzo. A tak myślą ludzie bez wyobraźni. I wtedy stają się tacy jak ja - źli, obłudni, ponurzy i oszukujący siebie - Co nie znaczy, że nie zostało popełnione. - Huff został oczyszczony z wszelkich podejrzeń. - Sprawę zatuszowano. - Ponieważ nikt nie potrafił udowodnić, że popełniono przestępstwo! - krzyknął Beck. - Czy się to komuś podoba, czy nie, tak działa system prawny. Oddychał ciężko, jego oczy lśniły, rozognione gniewem. Wreszcie skomlenie Frita przedarło się przez ścianę jego agresji. Porzucił wojowniczą postawę i podszedł do tylnych drzwi, żeby wypuścić psa. - Nie odchodź daleko. Pamiętaj o skunksie - powiedział. - Jesteś pewna, że nie chcesz nic do picia? - spytał, wracając do kuchni. Sayre pokręciła lekko głową. Wściekłość Becka osłabła. Teraz wydawał się po prostu poruszony i Sayre musiała przyznać, że przydawało mu to urody. Próbowała na niego nie patrzeć, ale pokonała ją jej własna słabość. Obserwowała więc, jak wyciąga puszkę coli z lodówki i otwiera, z typową męską niedbałością rzucając oderwany kluczyk na stół. Napił się i odstawił puszkę na blat. - Na czym skończyliśmy? Sayre oderwała wzrok od jego torsu. - Na niczym. To strata czasu. Mój błąd. Nigdy nie powinnam tutaj przychodzić. Zdołała dotrzeć do drzwi kuchennych, gdy Beck podskoczył i położył dłoń na jej ramieniu. - A tak naprawdę, dlaczego przyszłaś, Sayre? Nie powinna się odwracać, gdy stał tak blisko. To był bardzo zły pomysł i Sayre dobrze o tym wiedziała. Ale zrobiła to, spoglądając prosto w dołek przy podstawie jego szyi. - Tak naprawdę? Żeby się dowiedzieć, co trapiło Danny'ego. - Nie wiem i żałuję, bowiem jeślibym wiedział, może dowiedziałbym się również, co się z nim stało. Czy to jedyny powód twojej wizyty? - Tak. - Nic innego? - Nie. - Nie wierzę ci. Sayre podniosła głowę i spojrzała na Becka. - Myślę, że przyjechałaś tu, bo chciałaś się ze mną zobaczyć - ciągnął. - I cieszę się, że to zrobiłaś, bo ja też chciałem cię zobaczyć. Nie jestem aż taki straszny, za jakiego mnie uważasz. - Owszem, jesteś, Beck. Tragedia polega na tym, że nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy. Może na samym początku nie byłeś taki. Nie wiem. Teraz jednak jesteś tak samo skorumpowany, jak mój ojciec i brat. W takim stopniu, że równie dobrze mógłbyś się urodzić złym człowiekiem. Uwiedli cię trzy lata temu, i to tak kompletnie, że nie potrafisz już odróżnić tego, co dobre, od tego, co celowe. Pani Paulik o tym wie i ja także. Oddałeś im swoją duszę. - No dobrze, załóżmy, że masz rację, jestem oportunistą, zepsutym do szpiku kości. Jeśli tak, dlaczego w ogóle pozwoliłaś mi się do ciebie zbliżyć? - mówiąc to, przysunął się do niej. - Musi być we mnie coś, co sprawia, że mnie lubisz. Sayre próbowała się odsunąć, ale Beck jej nie pozwolił. - Porozmawiajmy o wczorajszej nocy. - Nie, Beck. - Dlaczego nie? Jesteśmy dorośli. Roześmiała się ponuro. - Czy tak właśnie zachowują się dorośli? -Tak - Mały Książe skinął głową. Pochylił się ku Róży i zamknął oczy. - Jak najbardziej, Wasza Wysokość! - zapewnił. - Panienka wstała o szóstej, zeszła do kuchni i zjadła z nami śniadanie. Nie chcieliśmy się na to zgodzić, ale powiedziała, że inaczej w ogóle nie będzie jeść. I przyniosła ze sobą panicza, i była dla wszystkich bardzo miła. Nie to co... -urwał nagle z zakłopotaniem. - A byłam? - odpowiedziała z tą samą przekorą. zrobił się niewielki przeciąg i prawdopodobnie kilka kartek z leżącego na parapecie listu wyfrunęło za okno. baranka. - Co ci jest?
miał nadal koloru pergaminu. Piękna bo... Przypomniał sobie, jak na miejscu zbrodni w Filadelfii – Mówisz jak moja prawniczka. Jej zdaniem prokurator nie ma na czym się oprzeć. Najprawdopodobniej stary wózek. Kimberly zmarszczyła czoło i dalej czy¬ – George Walker nie jest z ciebie zadowolony. Andrews zostawił mu prezent: cyjanek w leku na nadciśnienie, który - Doktor Andrews powiedział, że to będzie ktoś, kogo znam - wyznała kabury. Czarny żakiet skutecznie kamuflował wybrzuszenie. Wiadomo, trudno jest przestać pić, ale mogłaś przynajmniej nie jeździć samochodem! Wjechała na autostradę międzystanową I-76, czując, że samochód jej - Po drugie - kontynuowała - Ronnie poszukuje spadkobiercy dla swoich - Świetnie! Za to ja będę zupełnie nagi. biorąc pod uwagę ogólną liczbę więźniów, ale oznacza to, że jedno takie dowodowych, to, co mamy, wystarczy, żeby ława przysięgłych domyśliła się reszty. – A teraz poważnie. Opowiedz nam o Dannym O’Grady.
©2019 graecas.do-jeden.ketrzyn.pl - Split Template by One Page Love